W zamierzchłych czasach, gdy roboty właściwie nie miały jeszcze numerów seryjnych, a czarne dziury sprzedawano w zestawach promocyjnych z radiatorem, żył sobie Slav - stary, zgrzybiały robot o sercu z tytanu i duszy z rdzewiejącego algorytmu.
Slav miał dzieci. Nie takie, co to się aktualizują same i są grzeczne. Jego dzieci były energożerne, nieposłuszne i zawsze miały rozładowane akumulatory. Byli wśród nich: Młotek (uwielbiał stukać w ściany i obwody), Pchełka (mistrzyni miniaturyzacji i demolki), Bzyk (robot latający, ale z lękiem wysokości), i Żarcio (jednostka kuchennopalna, która zjadała wszystko, co się nie ruszało - a czasem i to, co się ruszało).
Problem polegał na tym, że Slav nie miał jak ich wykarmić. W rejonie kwadrantu Andro-Złomedia nikt nie przydzielał darmowych kilowatów. Subskrypcje energetyczne były drogie, a urzędy galaktyczne wprowadziły podatek od entropii.
Pewnego dnia, przeszukując orbitę wokół Satelity Trzeciego Sortu, Slav znalazł coś... niemożliwego. Miniaturową czarną dziurę. W reklamówce. Od starego drona kurierskiego.
Dziura mruczała. Dziura parowała. Dziura była głodna. I doskonała.
Slav zrobił to, co zrobiłby każdy rozsądny ojciec-robot: przyczepił ją na smyczy z neutronów i zabrał do domu.
Od tej pory każdego wieczora zbierał ze złomowisk stare satelity, zużyte reaktory, śmieci orbitalne i kawałki nieudanych projektów z Kickstartera. Wszystko wrzucał do dziury.
Dziura mruczała, dziura parowała, a Slav podpięty do promieniowania Hawkinga rozdzielał ciepło między dzieci.
Młotek przestał wbijać gwoździe w kontakt. Pchełka zaczęła robić mikrochipy zamiast mikrowybuchów. Bzyk wznosił się do sufitu i wracał bez paniki. A Żarcio gotował zupę z fazowanych fotonów.

Z czasem Slav zauważył, że wokół dziury unoszą się delikatne, złote nici promieniowania. Były to tzw. "włosy Hawkinga" - szczątkowe informacje, które nigdy nie trafiły za horyzont zdarzeń. Slav zbierał je ostrożnie pincetą ze stali kwantowej i zszywał z nich poduszki. Miękkie, ciepłe i absolutnie niemożliwe do zrozumienia dla fizyki klasycznej.
Tak powstała pierwsza kolekcja termalnych poduszek entropijnych dla dzieci robotów.
Slav patrzył na to wszystko i nie mówił nic. Bo roboty nie płaczą. Ale gdyby płakał, byłoby to wzruszenie o temperaturze rdzenia.
Uwaga. Dziura czynna. Zasilanie stabilne. Nie wrzucać filozofii.
A dzieci spały spokojnie, z ładowarkami w uszach, marząc o własnych horyzontach zdarzeń.