Zastanawiam się za każdym razem, gdy ktoś na mnie spogląda - co widzi?
Czy widzi człowieka? Czy widzi tylko coś, co wydaje mu się interesujące na chwilę czy rodzaj egzotycznego eksponatu, który można obejrzeć z bezpiecznej odległości? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, ale domyślam się jej, widząc nieskończoną kolejkę przed zoo.
Każdy człowiek ma swój świat, z własnym środkiem ciężkości. Nasze światy zachodzą na siebie, ale nigdy nie wiemy, jaką część świata sąsiada faktycznie oglądamy. Tę brakującą część uzupełniamy swoją wizją i to najczęściej jest błąd.
W potocznym języku można powiedzieć, że osobowość jest jak coś powszechnego, każdy ma swoją tak jak i cztery litery.
Czasami napada mnie myśl, żeby dzielić się moimi przemyśleniami ze wszystkimi przechodniami. Na szczęście szybko dociera do mnie, że nikt tego ode mnie nie oczekuje. Rzeczy ciekawe w moim świecie mogą być nudne dla innych, a będą i tacy, dla których to ja jestem tylko ciekawostką.
"Try walking in my shoes", śpiewał Depeche Mode. Jeśli nie przejdę się w twoich butach, nigdy nie zrozumiem twojego świata.
Zdarzały się sytuacje, gdy w gronie znajomych ktoś prosił mnie o to, żebym o czymś opowiedział. Dziś nie jestem pewien, czy chcieli otworzyć oczy na nową rzeczywistość - czy tylko obejrzeć człowieka z takimi oczami. Być może chodziło o obie rzeczy naraz.
Podobnie patrzę na medialne opowieści o misji pana Sławosza Uznańskiego. Dla mediów znaczenie tej misji jest jednoznaczne: padają pytania o smak jedzenia, o technikalia defekacji, o to, jak wygląda człowiek w mikrograwitacji. Czy to są pytania, na które naprawdę chcieliśmy uzyskać odpowiedź? Jaką misję realizuje pan Sławosz, nie wiem i mam wrażenie, że nikogo oprócz mnie to nie interesuje.
W tym kontekście zdanie „być ciekawym człowiekiem” brzmi wieloznacznie. Bo być ciekawym to czasem być obserwowanym, a nie rozumianym. Być obiektem spojrzenia, a nie towarzyszem drogi.
Od tamtej pory, gdy słyszę, że jestem ciekawym człowiekiem, najpierw patrzę, czy ktoś nie trzyma biletu.